sobota, 13 grudnia 2014

Raport No.3 - Skaven vs. Ogre Kingdoms

Trochę już minęło od ostatniego raportu i choć w międzyczasie miałem okazję stoczyć kilka potyczek, to raportu się żadna nie doczekała. Brak aparatu lub niepomalowane figsy to chyba wystarczająca wymówka...
Tymczasem w końcu nadszedł czas na rozegranie kolejnej pełnowartościowej raportowo rozgrywki.
Smaczku niewątpliwie dodaje fakt, że grając na full open, ze wszystkimi dodatkami, z zasadami End of Times - pure Warhammer, była okazja przetestować nowe zasady rozgrywania fazy magii wydane w dodatku End of Times: Khaine. Pozwolę sobie je z grubsza przybliżyć, tak aby wszyscy ich nie znający ogarniali co się działo na stole - a działo się sporo.
Po pierwsze na wiatry magii zamiast zwykłego 2d6 rzuca się 4d6 gdzie dwie wyższe kostki wyznaczają sumę kostek dispela. Ponadto deklarując chęć castowania któregoś z czarów określa się limit power dice z wiatrów które można przeznaczyć na ten czar. Limit ten to d6. Jeśli limitem okaże się być 1-2 kostki to istnieje duża szansa na nie osiągnięcie casting value. Aby nie wyłączać tak łatwo maga z rozgrywki dopisano, że mag nie może więcej czarować, nie gdy nie osiągnie CV, a jedynie gdy łącznie rzuci mniej niż 3 (podręcznikowe broken concentration). Najciekawsza jednak jest tak naprawdę możliwość ponownego rzucania czarów o CV poniżej 15Szarż+.

Przechodząc do rzeczy: moja rozpiska oczywiście wiele się nie zmieniła (głównie dlatego, że nie mogła), ale jedna nowość się pojawiła - Grey Seer. Reszta ekipy to znów dwa oddziały niewolników, oddział clanratów, oddział stormów, abomka, działo, assasin, bsb oraz elektryk z brass orbem. Paweł natomiast przyprowadził ze sobą 6 irogutów, 6 bulli, 4 leadbelcherów, 3 maneaterów, 2 mournfangi, ironblaster oraz oprawcę jako generała.
Wystawiliśmy się w sposób następujący:


Od lewej u mnie - latarka, niewolnicy, clanraty z większością kadry, abomka, niewolnicy, stormy
Od lewej u Pawła - ironblaster, mourny, ironguci, maneaterzy z kucharzem, bulle, leadzi.
Na tym etapie warto nadmienić, że wylosowanym scenariuszem (tak tak, losowaliśmy scenariusz) był watchtower. Stąd też wieża stojąca w samym centrum stołu. Choć to mi przypadła rola obrońcy tego obiektu, to nie zdecydował się umieścić tam żadnego oddziału - uznałem że to zbyt ryzykowne.

Podczas pierwszej tury Pawła nie wydarzyło się za wiele. Wszystkim po trochu podszedł oraz ironblaster wycelował w abomkę. Magia nie przyniosła mi większej szkody. Jedyna groźnie wyglądająca sprawa to vortex na inicjatywę (nowy end timesowy czar) który wylądował tuż przed moim nosem. Strzelanie również okazało się nie przynieść pożądanych skutków i pierwsza tura zakończyła się dla mnie ze stratami rzędu kilku pojedynczych niewolników.

 

Moja pierwsza tura również została rozegrana dość asekuracyjnie. Abomka nikogo nie zaskoczyła faktem, że na pełnej mocy zajechała w stronę wieży o którą wypadałoby zawalczyć. Reszta ruchów to tylko drobne korekty.


Faza magii też dość delikatna. Nie miałem zasięgu do żadnego sensownego czaru, więc postanowiłem przeforsować kilkakrotnie czar Howling Warpgale, celem wyłączenia BSowego strzelania Pawła. Udało się 3 razy. Mogło być lepiej, ale bądźmy szczerzy - mając -3 to hit z bazy Leadzi w następnej turze mogli pomarzyć o wyrządzeniu jakichkolwiek szkód.
Bardziej owocna okazała się być faza strzelania. Miałem co prawda na oku syty strzał przez 2 mournfangi w klocek irongutów, jednak zdecydowałem się (co za zaskoczenie!) obrać za cel generała Pawła który został wystawiony w oddziale nie dającym mu look out sira. Ekipa ze spacz-bazooką przymierzyła i jednym strzałem sprzątnęła koleżkę generała. Bo to zły ogr był...
Przy okazji życie stracił jeden szeregowy maneater.


Paweł na szczęście nie stracił animuszu i w drugiej turze ruszył ostro z kopyta deklarując szarżę mournfangów w abominację. Bulle podeszły pod wieżę, ironguci, pozostali mani oraz leadzi również ruszyli przed siebie. Tylko ironblaster pozostał dalej na tyłach, celując teraz w mojego generała. Cóż, czemu by nie spróbować...


Faza magii to już tylko ruchy vortexu, który oczywiście postanowił przejechać przez środek mojej armii. Na szczęście obdarzone wysoką wartością inicjatywy szczurki nie przejęły się specjalnie tym faktem.
Strzelanie nie przyniosło mi żadnych strat (o ile dobrze pamiętam, a jeśli już to jakieś marginalne), więc przeszliśmy do fazy combatu. Abominacja vs mournfangi. Udało mi się zadać 2 rany, po czym sam dostałem 1. Starcie przegrane. Break test z mojej strony. Stubborn oblany. Przerzut. Znów oblany. No trudno... Przynamniej udało mi się uciec :D


Trzecia tura i oczywista szarża niewolników na bok mournfangów. Nie zdecydowałem się szarżować większą ilością oddziałów - co prawda była szansa złamać je za pomocą statica niesionego przez sztandary, to jednak uznałem że to zbyt ryzykowne i bezpieczniej będzie posiekać je za pomocą magii w późniejszym terminie. Abomka na szczęście wzięła się w garść i powstrzymała się od dalszej ucieczki. Reszta ruchów nieistotna poza ruchem oddziału z Seerem. Wszedłem w 12" od oddziału bulli co oznaczało, że pora poczarować.
Wither, wither, wither, wither... I tak do oporu, aż oddział stojący za wieżą unit został zredukowany do T0, co oznaczało jego zagładę. Zostało mi parę kostek i przypomniałem sobie, że chłopaczyna z brass orbem został wepchnięty w walkę z mournami - wypadało by go zatem stamtąd wyciągnąć. Jak postanowiłem, tak uczyniłem i umieściłem go tuż pod nosem grupy irongutów. Faza strzelania, kulka w dłoń i ogoniasty chuderlak posyła do warpa 6 chłopa(ogra?). Farcik, nie powiem że nie. Latarka podjęła próbę skasowania ironblastera co skończyło się zgonem. Mojej dzielnej szczurzej załogi oczywiście.
Walka niewoników z mournami bez jednoznacznego rezultatu.
Działa szkoda, ale jakby nie patrzeć tura całkiem owocna :P


W czwartej turze Paweł w gruncie rzeczy nie miał za wiele do roboty. Działo i leadzi ruszyli się nieco by zająć godne pozycje do strzału, maneaterzy zbliżyli się do wieży. Magia to kolejny ruch vortexu - oczywiście wprost w kierunku abomki. Biedna mała nie zdążyła się zrehabilitować za uprzednią ucieczkę i została posłana do piachu przez wredny, zielony placek.
Kolejna odsłona walki pomiędzy niewolnikami a ogrami na mournfangach znów nie przyniosła rozstrzygnięcia.

Moja czwarta to poprawka pozycji seera w stosunku do mournfagów, oraz zasłonięcie jego lewej flanki oddziałem niewolników - mimo wszystko nie chcemy dostać szarży ironblastera, czy maneaterów. W fazie magii kilka udanych Crack's Calli i obydwa mourny idą do piachu. Za nimi jeden z leadbelcherów co wywołuje wśród nich panikę.

Piąta tura Pawła. Ironblaster szarżuje w niewolników, leadbelcherzy dalej uciekają, a maneaterzy nieśmiało przysuwają się do wieży. Steadfast niewolników ustany, więc nadszedł czas na moją piątą.


Szarż brak, clanbracia z kadrą w końcu do wieży, którą niewolnicy obchodzą dookoła, stormvermini idą po leadów ;)
Magia to kolejny witherowy koncert. Co prawda nie udaje mi się maneaterów wykończyć, to jednak mając wytrzymałość równą 1 nie są w stanie zagrozić mi już wcale. Zaskoczenie przynosi faza walki, którą ironblaster przegrywa z kretesem. Wbija mi 2 rany, niewolnicy jemu również (trololo), po czym za sprawą 2 szeregów rydwan przegrywa i rzuca się do ucieczki - niewolnicy naturalnie ruszają w pogoń.

Ogrza tura numer 6 nie przynosi zaskoczeń. Ironblaster ucieka dalej, maneaterzy z T1 szarżują moją wieżę, a leadbelcherzy zbierają się.


Maneaterzy oczywiście szturmu nie przeżywają. Warto zauważyć, że mając T1 nawet klanbracia ranią ich na 2+, przez co nie mieli najmniejszych szans w tym starciu.

Moja ostatnia tura to szarża stormverminów na leadbelcherów, wygonienie slavami ironblastera za stół, oraz przejście seerem do niewolników, tak aby być w 12" od leadów. Magia kolejny raz bezlitosna. Choć mogłem załatwić ostatni oddział ogrów wyzerowaniem T to postawoniłem dać sztormiakom trochę zabawy. T zredukowałem do 2, a stormom wrzuciłem death frenzy oraz 2x poisony (opis czaru mówi, ze jeśli czar rzucany jest na oddział który już ma poisony, to poprawia się ich działanie z 6+ do 5+). Taka mieszanka miała oczywiście ogromne przełożenie na fazę walki bowiem ogry zostały dosłownie zmiecione.


Słowem podsumowania. Bitwa całkiem ciekawa, sporo się działo i można było potestować nowe wynalazki by GW. Ponadto super towarzystwo i ładne makiety, czyli wszystko czego tylko można było sobie zażyczyć.
A poza tym cóż mogę rzec... Khainowa magia w szczurzym wydaniu jest po prostu prze-gię-ta... Chciałoby się tu potheoryhammerzyć, bo można by powiedzieć o tej magii wiele, ale tak naprawdę chyba nie ma to większego sensu. Istotne jest to, że te pozornie nie tak wielkie zmiany absolutnie zmieniły podejście do rozgrywki...
Spoko czasem tak popykać, ale chyba cieszę się, ze w większości środowisk End of Times funkcjonuje bardziej jako alternatywa, aniżeli główny wyznacznik zasad :P

Poza tym fajnie, że akurat wpadł inny skaveński gracz i mi nieco pokibicował - i to wpadł z premedytacją, bo widział na FB, że akurat będę grał. Było mi bardzo miło, wsparcie szczurzej braci zawsze na propsie! Piąteczka jeśli to czytasz ;)


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Weekend No.12 - Grey Seer

Narzekania na brak czasu ciąg dalszy. Lekki poślizg, jednak jak miało coś być to i jest. Weekendem co prawda poniedziałek mienić się nie może to jednak w weekend malowane było, więc uznaję, że cotygodniowa porcja szczurzego paciajstwa zaliczona.
Grey Seer, czyli miodny nie sprzedawany już regularnie metalowy model. Kawał solidnego figsiwa, a zarazem heros znajdujący się w ścisłym topie najbardziej użytecznych (moim zdaniem) szczurzych modeli. Co więcej w tym topie z czystym sumieniem mógłbym go sklasyfikować na pierwszym miejscu :P
Jak zwykle żal mi trochę, jak patrzę i widzę każdy niedopieszczony szczegół, czy olane niedociągnięcie. Jak zwykle też mówię sobie, że jeszcze kiedyś wrócę popoprawiać nieco, ale chyba muszę przyzwyczaić się do swojego malowania na speedzie i przyjąć, że lepiej nie będzie. Ewentualnie odejść od obranych przy założeniu bloga sztywnych ram czasowych. Hmm... Chyba jednak wybieram opcję pierwszą z nadzieją, że kiedyś zawrotnemu tempu będzie towarzyszyła jakość :P


piątek, 28 listopada 2014

Weekend No.11 - Widowmaker Marksman

To już się chyba utarło, że jak mam mało czasu to trzaskam coś z Warmachiny. Weekend wygląda na taki solidnie opakowany różnorakimi zajęciami, więc postanowiłem nie podejmować się tym razem żadnego większego projektu. Ewentualnie jeśli uda mi się wygospodarować trochę więcej czasu to zacznę już coś na przyszły tydzień, albo podłubię jeszcze nieco przy zeszłotygodniowej pracy którą warto by jeszcze ciut dopieścić.
Przechodząc do konkretów: Widowmaker Marksman, czyli obok Gormana kolejny super użyteczny solos. Z malowaniem szału ni ma i trochę ubolewam, bo bardzo podoba mi się rzeźba. Mówi się trudno - malowanie na szybko rządzi się swoimi prawami, może kiedyś go poprawię :P



sobota, 22 listopada 2014

Weekend No.10 - Warp Lightning Cannon

Dziesiąty weekendowy wpis, choć żadnej okrągłej daty daty nie reprezentuje to jednak jakiś minimalnie jubileuszowy musi być. Stąd też w tym tygodniu jednej z moich największych projektów i zarazem najbardziej skomplikowanych pomysłów. Konwersja Warp Lightning Cannona. Na samym początku swojego szczurzego zbieractwa wpadła w ręce piękny staroedycyjny, metalowy model. Nie mogąc trafić na okazję by zakupić drugi postanowiłem się go pozbyć i zainwestować w dwa nowe plastiki z obecnej edycji. Modele te budzą w ludziach skrajne uczucia, jedni uważają, że to super figs inni, że straszna lipa. Mi się z początku podobały, jednak gdy poleżały trochę na dnie szuflady i okazało się, że jednak żałuję straty metalowej wersji stwierdziłem, że trzeba tutaj czegoś wyjątkowego. Stąd pomysł na konwersję. Konwersję zakładającą wręcz zaprojektowanie tego modelu od podstaw. Pracy okazało się być przy tym naprawdę dużo, jednak wydaje mi się, że efekt jest tego wart.
Malowanie wymaga jeszcze pewnych szlifów, ale wiem, że w tym tygodniu już nie będę miał na to czasu, więc wrzucam w stanie w jakim jest - i tak moim skromnym zdaniem nie jest źle ;)



sobota, 15 listopada 2014

Weekend No.9 - Gorman di Wulfe

Pracuję obecnie nad sporym skaveńskim projektem, którego nie sposób zamknąć w jednym weekendzie. Poświęcę mu zatem ten oraz przyszły weekend. Tymczasem, żeby jednak regularność w oddawaniu figsów do użytku utrzymać, postanowiłem zrobić chociaż coś drobnego od początku do końca.
Gorman di Wulfe to jeden z kluczowych solosów w mojej koncepcji armii Khadoru do Warmachiny. Na stole przydatność ogromna, a w warsztacie pracy przy nim niedużo, więc to na niego padło wybierając figsa do szybkiego zmalowania w ten weekend ;)

czwartek, 13 listopada 2014

Raport No.2 - Skaven vs. High Elves

Kampania EoT trwa już w najlepsze więc kolejna bitewka za pasem. Tym razem po drugiej stronie stołu stanął Maciek ze swoją armią High Elfów. Jakby wszystkich graczy podzielić na tych bardziej początkujących oraz tych bardziej zaawansowanych to Maćka z całą pewnością można zaliczyć do tych nieco bardziej początkujących. Stąd też bitwa toczyła się raczej powoli, starałem się nieco podpowiadać (poza tym dałem Bogusiowi pełną swobodę podpowiadania :P), oraz przymknęliśmy oko na fakt, że Maciek nie miał w rozpisce minimalnej, wymaganej ilości jednostek podstawowych. Celem no.1 było przecież poturlanie kostkami a nie robienie wyników ;)

Moja rozpiska niewiele się zmieniła od ostatniej gry - jedyna zmiana to właściwie dorzucenie Warlorda na Bonebreakerze uzbrojonego w przesławne ostrze znane jako Fellblade oraz wyrzucenie paru rzeczy, które uznałem, że się w tym match-upie nie przydadzą.
Moja ekipa składała się zatem z: warlorda jako generała, elektryka maga 2lvl, assasina, 24 stormverminów z jednorazowym przerzutem liderki, 2x29 niewolników, 20 clanratów, 2x6 gutter runnerów oraz abominacji.
Maciek zabrał ze sobą natomiast 14 lothernów, 10 swordmasterów, 5 lekkich kawalerzystów, balistę, maga 2lvl, loremastera oraz princa na smoku.
Wystawiliśmy się w następujący sposób:
U Maćka od lewej: balista, swordmasterzy z loremasterem, kawaleria, lotherni z magiem oraz smok.
U mnie od lewej: abominacja, dwa duże oddziały niewolników, stormvermini, z tyłu clanbracia. Generał oraz mag w środkowych niewolnikach. Gutterzy minimalnie poza moją strefą rozstawienia, szykując się do zamachu na balistę Maćka.

Pierwsza tura przypadła w udziale mojemu przeciwnikowi.
Szarż naturalnie brak. Jedyne ruchy to niewielka zmiana pozycji lothernów, co by mogli złapać do czegoś zasięg ze swoich łuków, oraz konkretne wypchnięcie przed siebie swordmasterów z loremasterem. Faza magii nie wniosła nic nowego do rozgrywki. W fazie strzelania balista oddała pojedynczy strzał w stronę abominacji, jednak nie wyrządziła nim żadnej szkody. Lotherni natomiast wypuścili salwę w kierunku bliższego oddział gutter runnerów. Tutaj nieźle się sam zwałowałem, ponieważ powiedziałem Maćkowi że łuki lothernów mają 30 cali zasięgu, co nie było jak się później okazało prawdą, a przyniosło śmierć dwóm z pośród moich gutter runnerów - na szczęście test paniki na 7 bez przerzutu nie był problemem :P
Postanowiłem nie rozpoczynać póki co żadnej ofensywy stąd abominacja wycofała się nieco ku mojej krawędzi. Gutter runnerzy wyruszyli w stronę balisty. Reszta oddziałów natomiast minimalnie tylko zmieniła swoje ustawienie.
Jak widać tak ofensywne wyjście swordmasterów okazało się być błędem, ponieważ dzięki temu moje jednostki sprytno-taktyczne (jak ja polubiłem to określenie :P) mogły stanąć bezpiecznie poza ich polem widzenia, a zarazem zająć doskonałą pozycję do strzału. W fazie magii nie wydarzyło nic godne uwagi, w fazie strzelania natomiast, zgodnie z przewidywaniami eliminuję balistę
Sneak peek na martych obsługantów i samotną już machinę.
Druga tura Macieja nie przynosi rewolucji i ustawienie nie zmienia się wiele. Swordmajstrzy obracają się stronę  gutterów - dopaść ich co prawda nie mają szans, ale chociaż loremaster coś poczaruje. Ponadto z odsieczą nadciąga kawaleria.
Nadeszła faza magii. Jedni mówią że szczęście sprzyja lepszym, inni zaś że głupi ma zawsze farta - do której grupy by mnie nie próbować zaliczyć jedno można powiedzieć - mam farta. Przy układzie kości 9:6 Maciek bierze w dłoń 4 i rzuca średniego fireballa w (bodajże) większy oddział gutterów. Byłem absolutnie zmuszony do rozpraszania tego czaru. 4 kostki na luzie wystarczyły do zbicia tego czaru. Przy stanie 5:2 postanawia rzucić drugi pocisk, a mianowicie 0 z lighta. Rzuca 5 kości i oczom nie wierzę, bo łączna suma oczek wyniosła raptem 9 - słownie dziewięć. Stwierdziłem, że skoro los daje tak wyraźny sygnał to nie pora jeszcze zużywać dispel scrolla i lekką ręką zakończyłem tę fazę rzucając 9 na dwóch kościach pozbywając się i tego zagrożenia :D
Strzelanie tym razem absolutnie nieskuteczne więc nadeszła moja tura.
Główna ofensywa, czyli fellblade dalej czeka na swój moment - trochę boję się czaru arcane unforging którym włada mag stojący w lothernach. Sporo jednak czasu przetrawiliśmy na powolne wystawienie i luźne rozmowy, więc w obliczu nadchodzącego końca naszej rezerwacji stołu postanawiam ruszyć się do przodu. Trzymając generała daleko poza zasięgiem magii, wszystkim bezpiecznie i pomału, ale jednak.
W dalszym ciągu kluczowe ruchy mają miejsce na mojej prawej flance.

Gutter runnerów ustawiam się tak, aby oba oddziały mogły strzelić do mieczników, były poza ich polem widzenia, ewentualną szarżę kawalerii przyjmowały na front, oraz w razie tej szarży były w stanie w następnej mojej turze wspomóc  się nawzajem kontrszarżą. Faza magii to raptem kilku martych lothernów, natomiast znów owocna faza strzelania przynosi panikę w szeregach swordmasterów (farcik), którzy uciekają w ten sposób - ledwo ledwo utrzymując się na stole.

Kolejna tura high elfów przebiega bez większych zaskoczeń. SM się zbierają i kawaleria szarżuje w dużych gutterów.
Magia oraz strzelanie powodują marginalne straty. Walka gutterów z ellyrianami bez rozstrzygnięcia.

W swojej trzeciej turze drugi oddział zgodnie z planem szarżuje na ellyrianów od boku. Abominacja na statystycznym rzucie zajeżdża do lasu - jest już całkiem blisko lothernów a zarazem jej pozycja pozwala na łatwe skontrowanie za pomocą niewolników oddziałów na nią szarżujących. Ponadto gdyby lotherni w przypływie szalonej odwagi postanowili ją zaszarżować, w lesie stracili by ostatni atut towarzyszący im w tym starciu, czyli steadfast. Ustawienie pozostałych oddziałów jedynie delikatnie poprawiam, tak aby razie jakichś smoczych akcji móc wykonać stosowną kontrszarżę. Dzielny szczurzy generał dalej z tyłu :D

W magii jedyne co udaje mi się zrobić to rzucić death frenzy na środkowy oddział niewolnikow. Strzelania brak, ponieważ wszystkie moje jednostki strzeleckie są zaangażowane w walkę wręcz...
...w której radzą sobie całkiem nieźle i wycinają do nogi oddział jazdy. Odział który dopiero co szarżował wykonuje overrun, natomiast drugi obraca się w stronę mieczników.

Czwarta tura Maćka to kolejny niespodziewany plot twist. Mieczmajstrowie deklarują szarżę w gutterów którzy odpowiadają ostrzałem zabijając dwóch. Niezdana panika i ekipa z Hoeth ląduje za stołem - życie :P
Nie jest to jednak koniec. Drugą szarżę deklaruje książe na smoku obejmując za cel moje pełzające radośnie monstrum, czyli abominację.
Magia znów nie zrobiła nic spektakularnego - podobnie z resztą jak i strzelanie, tak więc przeszliśmy do walki wieczoru, tudzież starcia smok vs abominacja. Starcia oczywiście przegranego przez abominację. Prince trudził się na próżno nie zadając ani jednej rany. Abominacją wylosowałem 3d6 ataków. Wypadło 11. Wszystko alokowałem w smoka i końcem końców zadałem jedną ranę - smok natomiast odpowiedział trzema. Walka nie przyniosła zatem bezpośredniego rozstrzygnięcia. Dzięki stubbornowi na szczęście udało mi się zdać break test.

Moja 4ta tura i dwie oczywiste szarże - slavy stojące po lewej na bok smoka, oraz slavy stojące po prawej na lothernów z magiem.
Pierwsza szarża miała na celu uratowanie abominacji, oraz podjęcie pierwszej próby złamania smoka. Druga całkiem oczywista ;)
Reszta ruchów to już tylko zbliżenie się, tak, aby w kolejnych dwóch turach mieć możliwość wykonywania kolejnych szarż na smoka - w piątej jeszcze jedna próba złamania, a jeśli się nie uda, to w szóstej szarża warlorda i próba posiekania tej wielkiej jaszczurki.
Magia to kilku usmażonych za pomocą pocisków lothernów. Strzelania brak, więc czas się bić.
Najpierw rozegraliśmy walkę lothernów z hordą rozwścieczonych niewolników - oczywiście nie pozostał po nich nawet ślad ;)
W drugiej kolejności przeszliśmy do multikombatu abominacja/smok/niewolnicy.

 Grono moich dzielnych szczurzych bojowników oczywiście nie ma zamiaru mierzyć się z tym ogromniastym smokiem, więc chłopaki postanawiają wypchnąć do pojedynku swojego dowódcę. Chciał atakować, to niech sam się teraz bije, a co! Nie chcąc dać się rozszarpać kamratom szczurzy champion rzuca wyzwanie odpicowanemu elfiemu księciu. Z dwojga złego lepiej w tę stronę...
Nie mija oczywiście chwila a szczurzy bohater pada martwy na ziemię - do przewidzenia (mam szczęście bo prince zadaje tylko jedną ranę)
Przechodzimy więc do kalkulowania wyniku walki.
Jedna rana, przeciwko szarży, bokowi i trzem szeregom.
Break test na -4 i skonfundowany książę rzuca się do ucieczki.
Żądna krwi abominacja, oraz potrafiący na kilometr wyczuć strach niewolnicy oczywiście ruszają w pogoń...
...i tak oto kończy się żywot smoka, a zarazem cała bitwa...

Słowem podsumowania: dla Maćka to była pierwsza bitwa na tak poważne punkty, a do tego miałem jeszcze nieco farta, więc wynikowi nie ma co się dziwić, ale przecież nie to jest najważniejsze. Liczy się, że zagraliśmy fajną bitewkę, w luźnej atmosferze, całymi pomalowanymi armiami i na śliczniastym stole - co nie zawsze jest normą a sprawia niesamowitą frajdę ;)

Na koniec parę ekstra fotek:



 Btw jakby ktoś chciał się bliżej przyjrzeć mojej armii to zapraszam w głąb bloga ;)

niedziela, 9 listopada 2014

Raport No.1 - Skaven vs. Vampire Counts

W Warszawski GW ruszyła kampania End of Times. Postanowiłem potraktować uczestnictwo jako możliwość luźnego poturlania kostkami. Cóż, gra może i luźna, ale konieczność armii w pełni pomalowanej i na pełnym WYSIWYGu okazało się ciężkim orzechem do zgryzienia. Ponadto na przestrzeni całej kampanii rozpiskę można zmieniać tylko poruszając się wśród tych samych modeli, oraz modeli które zadeklarowało się w najbliższym miesiącu pomalować w ramach któregoś z hobbystycznych wyzwań. Zdaje się, że będę miał okazję znacząco poszerzyć moją bazę pomalowanych modeli - na plus. Ponadto możliwość absolutnie bezstresowego pogrania z nowo poznanymi ludźmi - też na plus. Mam zatem nadzieję, że będzie się działo ;)

Tyle wstępu, przechodzę niniejszym do relacji z pierwszej, rozegranej przeze mnie w trakcie tejże kampanii, potyczki.
Po drugiej stronie stołu stanął Jack ze swoją armią wampirów. W rozpisce miał nekromantę 4lvl, wampira super-zabijakę, banshee, oddział 27 ghuli, terrorgheista oraz oddział 5 hexwraitów.
Ja natomiast na tę kampanię wyruszyłem w składzie 2x30 niewolników, 20 clanratów, 24 stormverminów, abominacja, 2x6 gutter runnerów, elektryk mag, elektryk samobójca z brass orbem, sztandarowy armii oraz chieftain jako generał.
Plan na tę bitwę był prosty - oddziału z wampirem unikać jak ognia, wszystko dookoła zamieść i co najwyżej spróbować na koniec jakieś mega kanapki z abominacją w roli głównej celem sypnięcia na raz całego oddziału.
Oto jak się rozstawiliśmy:
Ja postanowiłem wystawić wszystko w kupie - stormy i aboma w centrum, obstawa slavów, clanraty jako bunkier z tyłu. Gutterzy, pomimo możliwości scoutowania, czy ambushowania znaleźli się na mojej lewej flance tak by móc swoim potencjałem strzeleckim straszyć i ewentualnie kontrować niebezpieczne ruchy terrorgheista.
Jack wystawił się bardzo szeroko - moim zdaniem za szeroko, ponieważ tylko ghoule i jedne psy mogły maszerować.
Rzut na rozpoczęcie rozstrzygł, że to właśnie jemu przypadła pierwsza tura.

Hexy ruszyły przed siebie ile fabryka dała - a dała nie za dużo ponieważ były poza zasięgiem generała. Psy mogące maszerować przeniosły się na drugą flankę, drugie natomiast z przyczyn oczywistych zmieniły swoją pozycję bardzo nieznacznie. Terrogheist ruszył w kierunku środka stołu by zbliżyć się nieco do generała. Ghule pomału do przodu.
Wiatry magii wiały i wiały, ale nie wpłynęły póki co w żaden sposób na przebieg rozgrywki.
Ani banshee, ani terrorgheist nie miały zasięgu do żadnego z moich oddziałów, zatem faza strzelania również nie przyniosła mi żadnych strat.
Nadeszła więc moja tura.
Nie zadeklarowałem żadnych szarż, więc pierwszy ruch przypadł abomce. Stwierdziłem, że nie co ma grać zachowawczo i trzeba zajeżdżać - jeśli mam kiedyś skanapkować te ghoule to muszę zająć odpowiednie pozycje. Wyrwała jednak przed siebie sporo więcej niż się spodziewałem, bo aż 15 cali. Naraziła się w ten sposób na atak ze strony hexwraitów, lecz ewntualne ich ruchy postanowiłem skontrować zmianą pozycji prawego oddziału niewolników - szarża hexów na abominację to ich pewna zagłada, natomiast gdyby postanowili wypłacić jej swoje ataki specjalne, "przechodząc" przez nią musieliby przyjąć szarżę ogromnego oddziału niewolników - też kiepski układ.
Na lewej flance gutterzy zbliżyli się nieco i wystrzelali jeden oddział psów - starałem się zbyt blisko nie podchodzić w obawie przed terrogheistem. Reszta ruchów to tylko drobne korekty.
Faza magii bezproduktywna, faza strzelania to zabity oddział psów (którego zresztą już nie ma na zdjęciu)
Oddałem grę Jackowi.
  
Stało się coś czego się nie spodziewałem - oddział z generałem obrócił się, terrorgheist znajdujący się już w zasięgu generała zaleciał w stronę abominacji. Hexy się wycofały, a psy stanęły w taki by zagrodzić drogę abominacji do terrorgheista. Dobry plan. Terror krzyczy na abominację, ta później szarżuje w psy i następnie co prawda w Terrorgheista wpada, ale ten ma jeszcze jedną okazję do pokrzyczenia na nią. Plan idzie nieźle bowiem w wyniku Terrorowego koncertu abominacja dostaje aż 5 ran i zostaje na ostatniej. (magia znów bezproduktywna)

Miałem nie lada zagwozdkę, ale jak widać na zdjęciu udało mi się wybrnąć z impasu. Niewolnicy zadeklarowali szarżę w Terrorgheista, Abominacja wpadła w psy. Magia nic nie zdziałała, więc przeszliśmy do fazy shootingu. W momencie gdy Terrorek był w walce tylko z niewolnikami mogłem jeszcze do niego strzelać, więc gutterzy zrobili co mogli i zadali mu 4 rany. W fazie walki najpierw rozegraliśmy walkę abomę z psami które poskładały się od samych impact hitów. Overrun i abominacja w styku z terrorgheistem. Znów wystarczyły tylko impacty by dokończyć sprawę. Można powiedzieć, że Abomka dosłownie przejechała się po oddziałach Jacka :P
Zdecydowałem się na overrun zarówno niewolnikami, jak i abomką. Slavy wyjechałyby z lasu a abominacja zajęła miejsce z boku oddziału z grupą dowodzącą Jacka.
Ta jednak rwąc się do bitki wylosowała maksymalny możliwy dystans, czyli 17 cali lądując w polu widzenia oddziału ghouli - good job abomko :P

Jack oczywiście zadeklarował szarżę w abominację. Zdecydowałem się na ucieczkę. Abominacja na ostatniej ranie nie miała szans przeżyć ataków wampira, a po wygranym combacie ghoule obróciłyby się przygotowując się do marszu na moje oddziały. Uciekając natomiast traciłem abominację z powodu ucieczki za stół, jednak ghoule musiały spalić szarżę, co opóźniało o turę ich marsz. Hexwraity zbliżyły się nieco. Dla magii i strzelania nie było już celów, więc te fazy po raz kolejny dla mnie bezstratne.

Dalej nie wydarzyło się już nic niewykłego. W końcu udało się zlikwidować magicznymi pociskami hexwaraitów, którzy chyba niepotrzebnie się zbliżyli. Magia Jacka, w przeciwieństwie do mojej która się chociaż ten jednyny raz wykazała, pozostała nieskuteczna do końca bitwy. Próbowałem także rozstrzelać oddział ghouli za pomoc gutter runnerów oraz brass orba jednak bezskutecznie. Bezpośredni atak na ten oddział bez wsparcia abominacji to byłoby samobójstwo, więc konsekwentnie do końca bitwy unikałem walki.

Słowem podsumowania - bitwa bardzo przyjemna, niejedno można było zrobić lepiej i z mojej strony i ze strony Jacka, nie ustrzegliśmy się również parokrotnego przekroczenia przepisów gry, ale nie miało to chyba większego wpływu na przebieg i wynik bitwy.
Ja straciłem abominację, Jack 2x psy, terrorgheista oraz hexwraitów, co dało mi niewielkie zwycięstwo. Jednak jako, że gramy na zasady czysto podręcznikowe nie ma to znaczenia - zwycięstwo to zwycięstwo. Mam nadzieję, że Jack się jeszcze zrewanżuje ;)

Na koniec jeszcze kilka, niewykorzystanych fotek: